poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Relacja z Bournemouth (M&G)



31.03 Londyn/Bournemouth

Londyn przywitał nas…kartonami soków za oknem :D Znowu dość wczesna pobudka, aby jak najszybciej trafić do Bournemouth, gdzie przecież czekało nas coś wielkiego – spotkanie z The Wanted podczas Meet&Greet.
Szybka kąpiel, szybkie pakowanie, brak czasu na śniadanie, ale przynajmniej w drodze do centrum, tam już tylko pozostało znalezienie odpowiedniego busa w stronę Bournemouth.
2,5 h. Droga minęła dość szybko. Na miejscu przywitała nas piękna pogoda. Tuż przy przystanku dostrzegłyśmy Bournemouth Int’nl Centre czyli miejsce, gdzie miał się odbyć koncert. Pierwszy sukces na naszym koncie. Kolejnym było znalezienie hotelu i wtaszczenie siebie i bagażu pod górę :D
Jeszcze przed wyjazdem dostałam maila ze szczegółowo ustalonym planem. Miałyśmy zatem ponad 3 godziny na przygotowania. Stwierdziłam zatem, iż mamy wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć plażę, która znajdowała się 2 min od nas. Zwłaszcza, że moje urządzenia miały problem z łączeniem z Internetem. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę, że Kasia miała inne plany. Po krótkiej wymianie zdań i lekkim foszku, stanęło na moim. Idziemy na plażę, na plażę….
2 minuty drogi i nagle obie cofnęłyśmy się w czasie. Przepiękny nadmorski klimat, czysta i piaszczysta plaża, mnóstwo muszelek przy brzegu, kolorowe chatki przy deptaku, słońce, morze…poczułyśmy się jak dzieci. Obowiązkowe pisanie po piasku, zbieranie muszelek, sesja zdjęciowa, uciekanie przed falami…chcę tu zostać na zawsze! Ale czas wracać do hotelu, w końcu czekają nas przygotowania do wielkiego spotkania…ale przecież my mamy na wszystko czas :D Więc najpierw obowiązkowe surfowanie w sieci, ustalenia co i jak ma wyglądać, w co się ubrać…I nagle zostaje godzina czasu. Aaaaaaa! Przecież ja jestem w lesie! Błyskawiczna kąpiel, szybkie drinki, które miały dodać nam odwagi, szykowanie stroju, kompletowanie prezentów, opisywanie ich, makijaż, fryzura, ubieranie, selfie…OMG. Gdzie są bilety? Gdzie są te cholerne bilety?!
Co? Czego nie masz? Żelazka? Teraz?! Katarzyna, naprawdę? Już jesteśmy spóźnione…i pijane :D
No to teraz czas na szybki bieg z górki (w obcasach!) do miejsca koncertu. Nie, buty to zły pomysł, czas je ściągnąć. Ach ta pomysłowa Mona :D Ludzie patrzą na nas, jak na wariatki. Nie wiem czy to zasługa mojej koszulki, brak butów czy może naszego obładowania prezentami i tego radosnego podniecenia w oczach.
Jesteśmy na miejscu. Ogarnijmy się. Jest okej, wchodzimy. I już od wejścia widzimy Kevina! Który na wstępie mówi swoim gburowatym głosem, że się spóźniłyśmy, na co ja przepraszam i się tłumaczę, że nie jesteśmy stąd. Kasia ma jakieś dziwne niedowierzające spojrzenie z nutką pytania ‘co on do mnie mówi?’ :D
Lody przełamane. Kevin stwierdza, że nic się nie stało i zaczyna rozmowę. Szybko pochwaliłyśmy się, że jesteśmy z Polski, że specjalnie przyleciałyśmy na te koncert, że już wcześniej się spotkaliśmy w Berlinie…na co Kev stwierdza, że pamięta flagę, która była w pierwszym rzędzie. Brawo Kevin, mówisz o nas! A właściwie naszej fladze. Od tej pory Kevin woła za nami ‘Polska’ lub ‘Pole’! Niech i tak będzie. Co dalej? Stajemy na samym końcu kolejki w oczekiwaniu na próbę dźwięku. Po chwili Kasia nawiązuje nowe znajomości. Okazuje się, że świat jest bardzo mały i jest to znana jest osoba. Koniec pogawędki, drzwi się otwierają, a więc czas rozpocząć zabawę. Stajemy nieco z tyłu, ale dzięki temu mamy niezły widok na scenę i na to co dzieje się dookoła.
Szybki rzut na salę, a tam Paolo, przyjaciel Jaya. Machamy do niego, a on odwzajemnia się tym samym z przyjaznym uśmiechem. Po chwili obok niego pojawia się Kelsey, ale nie mamy czasu podejść i się przywitać bo oto na scenie ukazują się oni, ci dla których przemierzyłyśmy taki kawał drogi.
Zaczyna się sympatycznie. Na nasz widok, jako pierwszy, macha do nas Nathan. Chwilę później to samo czyni Max za pomocą machania dłonią. Nice, ale chcemy więcej! No i mamy. Przecież nie trudno nas zauważyć, nie dość, że piękne (:D), młode, to jeszcze z jedyną flagą na Sali i to flagą Polski. Musieli to zauważyć pozostali, którzy zwracają się w naszym kierunku, co chwilę zerkając w naszym kierunku z zaciekawieniem.
Podczas próby chłopcy wykonali 3 utwory: In the middle, Demons (wersja instrumentalna) oraz Glow in the dark. Na Sali znalazła się dziewczyna, która miała swoje urodziny (co potwierdziła będąca z nią mama), więc chłopcy ze sceny złożyli jej życzenia. Chłopcy trochę pogadali, pożartowali, jak to oni. W związku z tym, że kilka dziewczyn się spóźniło…zaśpiewali dla nich na koniec Glow in the dark ;) Próba minęła dość szybko albo nam się to tylko wydawało. Nagle Kasia rzuciła się do przodu, ja niestety jak zwykle nie wiedziałam co się dzieje, a ona złapała Maxa, któremu wręczyła prezent od siebie. Następnie miała do czynienia z Jayem, który zachował się dość dziwnie…bo zaczął pokazywać błagające zachowanie psa, więc Kasia w odpowiedzi jakoś go nazwała co bardzo spodobało się Sivie. Ja na sam koniec złapałam jedynie Maxa, któremu również wręczyłam jego prezent.
Czas na przejście do kolejnej kolejki i oczekiwanie na zdjęcie z The Wanted. Tam zauważyłam dziewczynę, którą wcześniej poznałam na fb, a która miała siedzieć na koncercie kilka miejsc od nas, więc nawiązałyśmy z nimi rozmowę, dzięki czemu kolejka szybko zleciała i nagle byłyśmy blisko wejścia salki w której miało odbyć się spotkanie. Mam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy z klatki piersiowej. W głowie znowu pustka. Szybkie poprawki, sprawdzenie czy mam wszystko czego potrzebuję…z tego zamyślenia wyrywa mnie głos Kevina, który krzyczy ‘Poland, is your turn!’. Głęboki wdech, to moja chwila, to moja szansa. Kasia na chwilę zostaje za mną. Mona ogarnij się….nie da się! Zbliżam się do nich, a serce wali mi, jak oszalałe, nogi mam jak z waty, nie wiem czy to zasługa wypitego alkoholu czy stresu. Pierwszy Nathan, potem Max, Nathan i Siva. Z każdym z nich witam się poprzez czułego przytulasa. Mmmm, Nathan znowu tak pięknie pachnie, Tom chyba dał mi szybkiego całusa, a od Sivy nie chcę się oderwać, ale to zbliżenie utrudniają mi torebki z prezentami przewieszone przez moje ramię, a więc czas je rozdać. Muszę sobie na głos podpowiadać, która jest dla kogo…Nathan, Max…czemu ja mu dałam prezent wcześniej? Teraz nie mam nic dla niego, tłumaczę, że dałam mu coś wcześniej, potem Tom i Siva. Jeszcze raz, Nathan, Max, Tom, Siva. 1, 2, 3, 4. Hmm, kogoś mi tu brakuje. Odwracam się, a naprzeciwko stroi Paul.
- Where is Jay? – słyszy Paul, który akurat stoi przede mną.
Paul rozbawiony sytuacją odpowiada, że nie ma, ale on jest i wyciąga ręce po prezent dla Jaya. Widząc moje zawahanie zapewnia mnie, że na pewno mu przekaże. Ale nie przeszkadza mu to w tym, aby zajrzeć do środka i stwierdzić, że to świetna poduszka, którą od razu pokazuje Kevinowi, który stoi obok. Gdy Ci wspólnie zachwycają się moim prezentem dla Jaya, nagle ktoś wyskakuje zza moich pleców. Nie ma mowy o żadnej pomyłce. To ON. Mój mężczyzna <3 Serce wali mi, jak oszalałe, a ja stoję, jak zahipnotyzowana wpatrując się w te niesamowicie błękitne oczy, które jak zawsze radośnie się do mnie uśmiechają. Decyduję się podejść i go przytulić. Jednak w tym momencie przypominam sobie, że na mojej ręce wciąż czeka jeszcze jeden prezent, prezent dla całego zespołu, który decyduję się wręczyć Maxowi. W tym momencie Tom i Jay zauważają napis na mojej koszulce, który bardzo im się podoba. Tom zaczyna mnie o coś pytać, a ja nagle przestaję rozumieć co oni do mnie mówią. Milion myśli na minutę, milion niewypowiedzianych słów. Przypominam sobie o tym, żeby pokazać im od razu fotoalbum ’50 twarzy The Wanted’. Jak podejrzewałam, tytuł od razu ich intryguje, Max i Tom zabierają się za oglądanie, do rozmowy przyłącza się Kasia, która stoi bliżej Sivy i Toma, ja natomiast obok siebie mam Nathan i Jaya. Kolejne szybkie spojrzenie w Jego oczy i Jay podejmuje rozmowę. Po raz kolejny opowiadam historię o Berlinie, na co Jay tylko wykrzykuje ‘Germany?’. Tak Jay, Berlin jest w Niemczech. O naszym spotkaniu na lotnisku, o naszej fladze, którą twierdzi, że pamięta, o miłości polskich fanów…i nagle On mnie przytula…a ja się rozpływam. Nie mogę się powstrzymać, kolejnego przytulasa inicjuję ja. Czuję się tak dobrze i bezpiecznie, czuję, jakbym znała go od zawsze. Przytulamy się znowu i znowu, i znowu…aż on pyta czy wszystko w porządku. Nie mam jedna czasu odpowiedzieć ponieważ po mojej prawej stronie słyszę dość zabawną wymianę zdań odnośnie tego czy Kasia lubi ‘piłeczki’ :D A chwilę później pada wyznanie Kasi, która przyznaje, że jest nieco pijana….Kate really?! Noooooooooooooooooooooo!
Ja palę się ze wstydu, chłopcy są rozbawieni, a Jay pyta mnie czy ja też. Nie Jay, skąd, ja nie…no dobrze, może troszkę :D Na to wyznanie po raz kolejny Jay słodko mnie przytula i daje buziaka w kark (uwielbiam to <3). Tym razem nie trwa to długo ponieważ Kevin przepraszającym tonem oznajmia nam, że czas na zdjęcie. W związku z tym, że wcześniej ustaliłyśmy, że zamiast zdjęcia grupowego wolimy zdjęcia indywidualne, ja ustawiam się jako pierwsza. Kciuk do góry bo przecież jest dobrze, ba! Nawet bardzo dobrze! Bo po chwili słyszę, że możemy sobie zrobić oprócz zdjęć indywidualnych zdjęcia grupowe. Szamoczę Kasię za rękaw chcąc jej to oznajmić, ale gdzież tam teraz mnie posłucha stojąc obok tych 5 przystojniaków. A tymczasem Paul każe nam się razem ustawić do zdjęcia. Tym razem Jay mnie obejmuje, a Kasia przytula Sivę i Toma. Chcę odejść, aby dać jej szansę na indywidualne zdjęcie, ale ta znowu zagadana, a Kevin i Paul pomimo ogromnej sympatii, jaką u nich zyskałyśmy oznajmiają, że spotkanie dobiegło końca…Jak to? Już???????? Mega zadowolone, ale i nieco zawiedzione, że to spotkanie nie trwało cały dzień, żegnamy się z nimi.
Odbieramy nasz kod do zdjęć, pakiet VIPa i udajemy się w stronę wyjścia z sali, z wypiekami na twarzy relacjonując sobie wzajemnie przebieg naszych rozmów z chłopcami, ich reakcje, ich zachowania, nasze odczucia.
Za chwilę wychodzą także poznane przez nas dziewczyny. W związku z tym, że nie wiemy, gdzie mamy dalej iść, udajemy się za nimi…a one prowadzą nas do parkingu podziemnego. No tak, mogłyśmy zapytać gdzie idą albo gdzie my mamy iść. Wyjście z parkingu okazuje się być nie lada wyzwaniem. Po 10 minutach krążenia w końcu nam się to udaje.
No to teraz czas na oblewanie naszych sukcesów. No tak, okazuje się, że nie wyglądam na swoje lata i potrzebny jest dowód, który został w hotelu. Fuck this shit, mamy swoje metody, Guinness potrzebny od zaraz! Zabieramy się za oglądanie naszych pakietów VIP. Chcemy podzielić się wszystkimi wrażeniami ze światem…a tu brak wifi. No super! Trudno. Idziemy po tour booki. Ile chcemy? 2? Nie, 4! W końcu ma je mieć cały PolishDreamTeam! I to nie tylko dlatego, że pamiątka po Word of Mouth Tour musi być…na jednej z przedostatnich stron widać nasze kochane mordki. Niestety tylko 3, nie 4, ale to i tak wielki sukces. Mimo, że już przed wyjazdem to widziałam, to teraz nie mogę oczu od tego oderwać. Naprawdę tu jestem, naprawdę mnie widać. Eh, niech mnie ktoś zabierze do chłopców, musimy im to pokazać!
Dołączają do nas powracające z parkingu dziewczyny. Mamy się komu pochwalić, że jesteśmy w przewodniku z trasy. Po kilkunastu minutach rozmowy czas przejść na główną salę, gdzie odbędzie się koncert. Szybko znajdujemy swoje miejsca.
Zaczyna się, jak w Brighton. Najpierw Elyar i tu bez zmian. Potem Vampsi, tu też bez zmian (gdzie jest sklep muzyczny bo chcę płytę Vampsów? ;))
No i w końcu są nasi chłopcy. Dzisiaj z silnym postanowieniem, że nie będę płakać, będę silna dla nich, będę szalała i dobrze się bawiła. Właśnie to mają widzieć zamiast łez. Ale już pierwsze chwile sprawiają, że wiem, iż będzie ciężko. Wielka gula rośnie w gardle, ale mimo to ja dzielnie walczę. Jakoś mi się udaje powstrzymać płacz. Zaczynamy, jak szalone wymachiwać naszą flagą, żeby już od początku wiedzieli, gdzie stoimy. Na ich reakcję długo nie trzeba czekać. Widzą nas i to bardzo dobrze. Przez cały koncert spoglądają na nas, machają, wysyłają serduszka, pokazują, że nas widzą i kochają. Czegóż chcieć więcej? No tak, jest jeszcze jedna rzecz…Zbliża się utwór Heart Vacancy. Podobnie, jak w Brighton, tak i tutaj chłopcy wybierają swoje dziewczyny. Kasia była HV gir Maxa w Berlinie, więc teraz obie mocno trzymamy kciuki, żeby tym razem mnie się to udało….1,2,3,4…jeszcze jedna dziewczyna do wyboru. Jaaaaaaaaaaaaaaaa! Proszę wybierzcie mnie. Halo, tu jestem. Błagam….Nie. Pęka mi serce. Jako 5 zostaje wybrana inna dziewczyna. A ja totalnie się rozklejam. Zbyt mocno uwierzyłam w przemiłe słowa wszystkich, którzy mnie wspierali i wierzyli, że to się może udać. Ja sama też zbyt mocno uwierzyłam, że to jest wykonalne. Nie udało się, a ja zalewam się łzami przez całe Heart Vacancy.
Przypominam sobie o swoim postanowieniu i jakoś zbieram się do kupy, ale nie trwa to długo. Wkrótce obie zalewamy się łzami, zdając sobie sprawę z tego, że to jeden z ostatnich koncertów… Jedna pocieszając drugą, zaczyna się rozklejać raz po razie. Ludzie dookoła patrzą na nas nie wiedząc co się dzieje, starając się pocieszać.
Koncert dobiega do końca, a my wyglądając jak dwa misie panda, udajemy się do wyjścia. Chłodne powietrze sprawia, że nieco chłoniemy i uspokajamy się. Teraz czas na szybką decyzję czy wracamy do hotelu czy idziemy poszukać parkingu, gdzie są busy i skąd odjadą chłopcy. Dość szybko znalazłyśmy zbiorowisko dziewczyn, więc domyśliłyśmy się, że tak trzeba czekać.
Oczekiwanie dłużyło się niemiłosiernie, a to za sprawą tego, że na dworze było bardzo zimno, a my nie byłyśmy ubrane odpowiednio. Wiele razy chciałyśmy zrezygnować lub iść do hotelu się przebrać, ale każda z nas bała się tego zrobić, z nadzieją, że chłopcy się pojawią, wyjdą na fanów, którzy za nimi krzyczeli, śpiewali ich piosenki. Z czasem tłum zaczął się wykruszać. Zostało coraz mniej osób. My cały czas wydłużałyśmy sobie czas po którym pójdziemy do hotelu, chociaż obie zamieniałyśmy się w sopel lodu. Co jakiś czas na parkingu pod nami ktoś się poruszał, ale byli to członkowie obsługi sprzętu, którzy pakowali go do ciężarówki. Po jakimś czasie ktoś zauważył Maxa, który jedynie przemknął.
W końcu ok. godz. 1, nasze czekania zostały wynagrodzone. Ktoś z tłumu krzyknął ‘Nathan’. Co? Gdzie? Gdzie one mają Nathana? Po czym w ciemności zauważyłam, jakąś postać wbiegającą po schodach. To był on, Nathan we własnej osobie. Pociągnęłam Kasię za sobą. Poszłyśmy się z nim przywitać. Niestety pomiędzy nim a nami była gruba krata. Nathan zaczął trochę narzekać, że nie ma do nas, jak dojść, że to trochę utrudnia kontakt, ale mimo to został z nami na godzinę! W tym czasie krążył między różnymi ludźmi, z każdym rozmawiając, robiąc sobie zdjęcie, rozdając autografy, żartując. W tym czasie my również miałyśmy swoje 5 min. Zapytałam go co myśli na temat 50 twarzy The Wanted, ale przyznał, że nie miał czasu jeszcze zobaczyć albumu. Zrobił sobie z nami zdjęcie, co było dość dziwne ze względu na dzielącą nas kratę :D Wtedy też poprosiłam go o nagranie pozdrowień dla polskich fanów (przepraszam za tą świecącą Ci w oczy lampę błyskową :D).
W czasie tego spotkania, na dole pojawił się także Siva, który na okrzyki fanów odpowiedział, że przyjdzie do nas za 2 minuty. Słowa dotrzymał! Podobnie, jak Nath, krążył pomiędzy grupami fanów, każdemu poświęcając sporo uwagi i zainteresowania. Dopytywał skąd jesteśmy, jak nam się podobał koncert, pytał także czy nie jest nam zimno. Z uśmiechem zareagował na nasze ‘Jak się masz?’, odpowiadając wspomniał coś o Polsce.  Spotkanie przebiegało w bardzo przyjaznej atmosferze, pełnej kultury, nie przekrzykiwaliśmy się i daliśmy wzajemnie możliwość rozmowy. Jednak w pewnym momencie przerwałam rozmowę Sivy z fankami z Francji, gdyż zauważyłam coś niesamowitego!
- Seeeeeeeeev! Your T-shirt! THIS shirt ... Oh my God!
- Yes? It's great! I love it!
Ale….ale Seev, przecież to ja Ci ją dałam podczas wcześniejszego M&G. Słowa grzęzły mi w gardle, byłam tam zaskoczona tym odkryciem. Siva przyznał, że bardzo mu się podoba i dziękuje za nią. W rewanżu chciałam się do niego przytulić, co wyszło dość komicznie bo zapomniałam o dzielącej nas kracie, w związku z tym zamiast Sivy przytuliłam właśnie ją :D Na co Seev jedynie pogładził mnie po ramieniu. Potem pięknie pozował mi do zdjęcia, abym mogła uwiecznić fakt, iż ma na sobie moją koszulkę <3
Następnie postanowiłyśmy Sivę nauczyć polskiego zwrotu ‘kocham cię’. Na początku podszedł do tego z rezerwą, dopytując co to właściwie znaczy, ale gdy poznał znaczenie, od razu chętnie powtórzył. Odszedł na jakiś czas do innych fanów, ale obiecał, że do nas wróci. Okazał się prawdziwym słodziakiem bo jego rozmowa z tamtymi fankami nieco się przedłużała, a on tylko do nas krzyczał, że o nas pamięta i, że naprawdę do nas zaraz wróci. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, iż Kevin zaczął ich poganiać i kazał wracać. Seev zgodnie z obietnicą wrócił do nas, aby trochę pogadać, zrobić sobie zdjęcia.
Po ponad godzinie chłopcy musieli wracać, pożegnali się z fanami, a nam rzucili ‘do zobaczenia jutro’.
Zmęczone, zmarznięte, ale usatysfakcjonowane udałyśmy się do hotelu, gdzie czekało nas pakowanie oraz króciuteńka przerwa na sen a następnie podróż w ostatnie miejsce naszej wyprawy.
Na koniec dodam tylko, że miałyśmy bardzo nietypowy sposób wymeldowania się z hotelu, gdzie nie było obsługi w nocy (na busa do Nottingham szłyśmy o 4 rano)…zostawiłyśmy karteczkę z informacją oraz kluczem w recepcji. Do tej pory się nie odezwali, więc liczę, że ją przyjęli :D
Czas do Nottingham na ostatni koncert podczas trasy Word of Mouth w UK.
Cdn.

1 komentarz:

  1. O mój Boże! Moja zazdrość nie zna granic, ale cieszę się razem z Wami, że miałyście okazję poznać chłopaków ;)

    OdpowiedzUsuń