31.03 Londyn/Bournemouth
Londyn przywitał nas…kartonami soków za oknem :D Znowu dość
wczesna pobudka, aby jak najszybciej trafić do Bournemouth, gdzie przecież
czekało nas coś wielkiego – spotkanie z The Wanted podczas Meet&Greet.
Szybka kąpiel, szybkie pakowanie, brak czasu na śniadanie,
ale przynajmniej w drodze do centrum, tam już tylko pozostało znalezienie
odpowiedniego busa w stronę Bournemouth.
2,5 h. Droga minęła dość szybko. Na miejscu przywitała nas
piękna pogoda. Tuż przy przystanku dostrzegłyśmy Bournemouth Int’nl Centre
czyli miejsce, gdzie miał się odbyć koncert. Pierwszy sukces na naszym koncie.
Kolejnym było znalezienie hotelu i wtaszczenie siebie i bagażu pod górę :D
Jeszcze przed wyjazdem dostałam maila ze szczegółowo
ustalonym planem. Miałyśmy zatem ponad 3 godziny na przygotowania. Stwierdziłam
zatem, iż mamy wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć plażę, która znajdowała
się 2 min od nas. Zwłaszcza, że moje urządzenia miały problem z łączeniem z
Internetem. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę, że Kasia miała inne
plany. Po krótkiej wymianie zdań i lekkim foszku, stanęło na moim. Idziemy na
plażę, na plażę….
2 minuty drogi i nagle obie cofnęłyśmy się w czasie.
Przepiękny nadmorski klimat, czysta i piaszczysta plaża, mnóstwo muszelek przy
brzegu, kolorowe chatki przy deptaku, słońce, morze…poczułyśmy się jak dzieci.
Obowiązkowe pisanie po piasku, zbieranie muszelek, sesja zdjęciowa, uciekanie
przed falami…chcę tu zostać na zawsze! Ale czas wracać do hotelu, w końcu
czekają nas przygotowania do wielkiego spotkania…ale przecież my mamy na
wszystko czas :D Więc najpierw obowiązkowe surfowanie w sieci, ustalenia co i
jak ma wyglądać, w co się ubrać…I nagle zostaje godzina czasu. Aaaaaaa!
Przecież ja jestem w lesie! Błyskawiczna kąpiel, szybkie drinki, które miały
dodać nam odwagi, szykowanie stroju, kompletowanie prezentów, opisywanie ich,
makijaż, fryzura, ubieranie, selfie…OMG. Gdzie są bilety? Gdzie są te cholerne
bilety?!
Co? Czego nie masz? Żelazka? Teraz?! Katarzyna, naprawdę?
Już jesteśmy spóźnione…i pijane :D
No to teraz czas na szybki bieg z górki (w obcasach!) do
miejsca koncertu. Nie, buty to zły pomysł, czas je ściągnąć. Ach ta pomysłowa
Mona :D Ludzie patrzą na nas, jak na wariatki. Nie wiem czy to zasługa mojej
koszulki, brak butów czy może naszego obładowania prezentami i tego radosnego
podniecenia w oczach.
Jesteśmy na miejscu. Ogarnijmy się. Jest okej, wchodzimy. I
już od wejścia widzimy Kevina! Który na wstępie mówi swoim gburowatym głosem,
że się spóźniłyśmy, na co ja przepraszam i się tłumaczę, że nie jesteśmy stąd.
Kasia ma jakieś dziwne niedowierzające spojrzenie z nutką pytania ‘co on do
mnie mówi?’ :D
Lody przełamane. Kevin stwierdza, że nic się nie stało i
zaczyna rozmowę. Szybko pochwaliłyśmy się, że jesteśmy z Polski, że specjalnie
przyleciałyśmy na te koncert, że już wcześniej się spotkaliśmy w Berlinie…na co
Kev stwierdza, że pamięta flagę, która była w pierwszym rzędzie. Brawo Kevin,
mówisz o nas! A właściwie naszej fladze. Od tej pory Kevin woła za nami
‘Polska’ lub ‘Pole’! Niech i tak będzie. Co dalej? Stajemy na samym końcu
kolejki w oczekiwaniu na próbę dźwięku. Po chwili Kasia nawiązuje nowe
znajomości. Okazuje się, że świat jest bardzo mały i jest to znana jest osoba.
Koniec pogawędki, drzwi się otwierają, a więc czas rozpocząć zabawę. Stajemy
nieco z tyłu, ale dzięki temu mamy niezły widok na scenę i na to co dzieje się
dookoła.
Szybki rzut na salę, a tam Paolo, przyjaciel Jaya. Machamy
do niego, a on odwzajemnia się tym samym z przyjaznym uśmiechem. Po chwili obok
niego pojawia się Kelsey, ale nie mamy czasu podejść i się przywitać bo oto na
scenie ukazują się oni, ci dla których przemierzyłyśmy taki kawał drogi.
Zaczyna się sympatycznie. Na nasz widok, jako pierwszy,
macha do nas Nathan. Chwilę później to samo czyni Max za pomocą machania
dłonią. Nice, ale chcemy więcej! No i mamy. Przecież nie trudno nas zauważyć,
nie dość, że piękne (:D), młode, to jeszcze z jedyną flagą na Sali i to flagą
Polski. Musieli to zauważyć pozostali, którzy zwracają się w naszym kierunku,
co chwilę zerkając w naszym kierunku z zaciekawieniem.
Podczas próby chłopcy wykonali 3 utwory: In the middle,
Demons (wersja instrumentalna) oraz Glow in the dark. Na Sali znalazła się
dziewczyna, która miała swoje urodziny (co potwierdziła będąca z nią mama),
więc chłopcy ze sceny złożyli jej życzenia. Chłopcy trochę pogadali,
pożartowali, jak to oni. W związku z tym, że kilka dziewczyn się
spóźniło…zaśpiewali dla nich na koniec Glow in the dark ;) Próba minęła dość szybko
albo nam się to tylko wydawało. Nagle Kasia rzuciła się do przodu, ja niestety
jak zwykle nie wiedziałam co się dzieje, a ona złapała Maxa, któremu wręczyła
prezent od siebie. Następnie miała do czynienia z Jayem, który zachował się
dość dziwnie…bo zaczął pokazywać błagające zachowanie psa, więc Kasia w
odpowiedzi jakoś go nazwała co bardzo spodobało się Sivie. Ja na sam koniec
złapałam jedynie Maxa, któremu również wręczyłam jego prezent.
Czas na przejście do kolejnej kolejki i oczekiwanie na
zdjęcie z The Wanted. Tam zauważyłam dziewczynę, którą wcześniej poznałam na
fb, a która miała siedzieć na koncercie kilka miejsc od nas, więc nawiązałyśmy
z nimi rozmowę, dzięki czemu kolejka szybko zleciała i nagle byłyśmy blisko
wejścia salki w której miało odbyć się spotkanie. Mam wrażenie, że serce zaraz
mi wyskoczy z klatki piersiowej. W głowie znowu pustka. Szybkie poprawki,
sprawdzenie czy mam wszystko czego potrzebuję…z tego zamyślenia wyrywa mnie
głos Kevina, który krzyczy ‘Poland, is your turn!’. Głęboki
wdech, to moja chwila, to moja szansa. Kasia na chwilę zostaje za mną. Mona
ogarnij się….nie da się! Zbliżam się do nich, a serce wali mi, jak oszalałe,
nogi mam jak z waty, nie wiem czy to zasługa wypitego alkoholu czy stresu.
Pierwszy Nathan, potem Max, Nathan i Siva. Z każdym z nich witam się poprzez
czułego przytulasa. Mmmm, Nathan znowu tak pięknie pachnie, Tom chyba dał mi
szybkiego całusa, a od Sivy nie chcę się oderwać, ale to zbliżenie utrudniają
mi torebki z prezentami przewieszone przez moje ramię, a więc czas je rozdać.
Muszę sobie na głos podpowiadać, która jest dla kogo…Nathan, Max…czemu ja mu
dałam prezent wcześniej? Teraz nie mam nic dla niego, tłumaczę, że dałam mu coś
wcześniej, potem Tom i Siva. Jeszcze raz, Nathan, Max, Tom, Siva. 1, 2, 3, 4.
Hmm, kogoś mi tu brakuje. Odwracam się, a naprzeciwko stroi Paul.
- Where is Jay? – słyszy Paul, który akurat
stoi przede mną.
Paul rozbawiony sytuacją odpowiada, że nie
ma, ale on jest i wyciąga ręce po prezent dla Jaya. Widząc moje zawahanie zapewnia
mnie, że na pewno mu przekaże. Ale nie przeszkadza mu to w tym, aby zajrzeć do
środka i stwierdzić, że to świetna poduszka, którą od razu pokazuje Kevinowi,
który stoi obok. Gdy Ci wspólnie zachwycają się moim prezentem dla Jaya, nagle
ktoś wyskakuje zza moich pleców. Nie ma mowy o żadnej pomyłce. To ON. Mój
mężczyzna <3 Serce wali mi, jak oszalałe, a ja stoję, jak zahipnotyzowana
wpatrując się w te niesamowicie błękitne oczy, które jak zawsze radośnie się do
mnie uśmiechają. Decyduję się podejść i go przytulić. Jednak w tym momencie
przypominam sobie, że na mojej ręce wciąż czeka jeszcze jeden prezent, prezent
dla całego zespołu, który decyduję się wręczyć Maxowi. W tym momencie Tom i Jay
zauważają napis na mojej koszulce, który bardzo im się podoba. Tom zaczyna mnie
o coś pytać, a ja nagle przestaję rozumieć co oni do mnie mówią. Milion myśli
na minutę, milion niewypowiedzianych słów. Przypominam sobie o tym, żeby
pokazać im od razu fotoalbum ’50 twarzy The Wanted’. Jak podejrzewałam, tytuł
od razu ich intryguje, Max i Tom zabierają się za oglądanie, do rozmowy
przyłącza się Kasia, która stoi bliżej Sivy i Toma, ja natomiast obok siebie
mam Nathan i Jaya. Kolejne szybkie spojrzenie w Jego oczy i Jay podejmuje
rozmowę. Po raz kolejny opowiadam historię o Berlinie, na co Jay tylko
wykrzykuje ‘Germany?’. Tak Jay, Berlin jest w Niemczech. O naszym spotkaniu na
lotnisku, o naszej fladze, którą twierdzi, że pamięta, o miłości polskich
fanów…i nagle On mnie przytula…a ja się rozpływam. Nie mogę się powstrzymać, kolejnego
przytulasa inicjuję ja. Czuję się tak dobrze i bezpiecznie, czuję, jakbym znała
go od zawsze. Przytulamy się znowu i znowu, i znowu…aż on pyta czy wszystko w
porządku. Nie mam jedna czasu odpowiedzieć ponieważ po mojej prawej stronie
słyszę dość zabawną wymianę zdań odnośnie tego czy Kasia lubi ‘piłeczki’ :D A
chwilę później pada wyznanie Kasi, która przyznaje, że jest nieco pijana….Kate
really?! Noooooooooooooooooooooo!
Ja palę się ze wstydu, chłopcy są
rozbawieni, a Jay pyta mnie czy ja też. Nie Jay, skąd, ja nie…no dobrze, może
troszkę :D Na to wyznanie po raz kolejny Jay słodko mnie przytula i daje
buziaka w kark (uwielbiam to <3). Tym razem nie trwa to długo ponieważ Kevin
przepraszającym tonem oznajmia nam, że czas na zdjęcie. W związku z tym, że
wcześniej ustaliłyśmy, że zamiast zdjęcia grupowego wolimy zdjęcia
indywidualne, ja ustawiam się jako pierwsza. Kciuk do góry bo przecież jest
dobrze, ba! Nawet bardzo dobrze! Bo po chwili słyszę, że możemy sobie zrobić
oprócz zdjęć indywidualnych zdjęcia grupowe. Szamoczę Kasię za rękaw chcąc jej
to oznajmić, ale gdzież tam teraz mnie posłucha stojąc obok tych 5
przystojniaków. A tymczasem Paul każe nam się razem ustawić do zdjęcia. Tym
razem Jay mnie obejmuje, a Kasia przytula Sivę i Toma. Chcę odejść, aby dać jej
szansę na indywidualne zdjęcie, ale ta znowu zagadana, a Kevin i Paul pomimo
ogromnej sympatii, jaką u nich zyskałyśmy oznajmiają, że spotkanie dobiegło
końca…Jak to? Już???????? Mega zadowolone, ale i nieco zawiedzione, że to
spotkanie nie trwało cały dzień, żegnamy się z nimi.
Odbieramy nasz kod do zdjęć, pakiet VIPa i
udajemy się w stronę wyjścia z sali, z wypiekami na twarzy relacjonując sobie
wzajemnie przebieg naszych rozmów z chłopcami, ich reakcje, ich zachowania,
nasze odczucia.
Za chwilę wychodzą także poznane przez nas
dziewczyny. W związku z tym, że nie wiemy, gdzie mamy dalej iść, udajemy się za
nimi…a one prowadzą nas do parkingu podziemnego. No tak, mogłyśmy zapytać gdzie
idą albo gdzie my mamy iść. Wyjście z parkingu okazuje się być nie lada
wyzwaniem. Po 10 minutach krążenia w końcu nam się to udaje.
No to teraz czas na oblewanie naszych
sukcesów. No tak, okazuje się, że nie wyglądam na swoje lata i potrzebny jest
dowód, który został w hotelu. Fuck this shit, mamy swoje metody, Guinness
potrzebny od zaraz! Zabieramy się za oglądanie naszych pakietów VIP. Chcemy
podzielić się wszystkimi wrażeniami ze światem…a tu brak wifi. No super!
Trudno. Idziemy po tour booki. Ile chcemy? 2? Nie, 4! W końcu ma je mieć cały
PolishDreamTeam! I to nie tylko dlatego, że pamiątka po Word of Mouth Tour musi
być…na jednej z przedostatnich stron widać nasze kochane mordki. Niestety tylko
3, nie 4, ale to i tak wielki sukces. Mimo, że już przed wyjazdem to widziałam,
to teraz nie mogę oczu od tego oderwać. Naprawdę tu jestem, naprawdę mnie
widać. Eh, niech mnie ktoś zabierze do chłopców, musimy im to pokazać!
Dołączają do nas powracające z parkingu
dziewczyny. Mamy się komu pochwalić, że jesteśmy w przewodniku z trasy. Po
kilkunastu minutach rozmowy czas przejść na główną salę, gdzie odbędzie się
koncert. Szybko znajdujemy swoje miejsca.
Zaczyna się, jak w Brighton. Najpierw Elyar
i tu bez zmian. Potem Vampsi, tu też bez zmian (gdzie jest sklep muzyczny bo
chcę płytę Vampsów? ;))
No i w końcu są nasi chłopcy. Dzisiaj z
silnym postanowieniem, że nie będę płakać, będę silna dla nich, będę szalała i
dobrze się bawiła. Właśnie to mają widzieć zamiast łez. Ale już pierwsze chwile
sprawiają, że wiem, iż będzie ciężko. Wielka gula rośnie w gardle, ale mimo to
ja dzielnie walczę. Jakoś mi się udaje powstrzymać płacz. Zaczynamy, jak
szalone wymachiwać naszą flagą, żeby już od początku wiedzieli, gdzie stoimy.
Na ich reakcję długo nie trzeba czekać. Widzą nas i to bardzo dobrze. Przez
cały koncert spoglądają na nas, machają, wysyłają serduszka, pokazują, że nas
widzą i kochają. Czegóż chcieć więcej? No tak, jest jeszcze jedna rzecz…Zbliża
się utwór Heart Vacancy. Podobnie, jak w Brighton, tak i tutaj chłopcy
wybierają swoje dziewczyny. Kasia była HV gir Maxa w Berlinie, więc teraz obie
mocno trzymamy kciuki, żeby tym razem mnie się to udało….1,2,3,4…jeszcze jedna
dziewczyna do wyboru. Jaaaaaaaaaaaaaaaa! Proszę wybierzcie mnie. Halo, tu
jestem. Błagam….Nie. Pęka mi serce. Jako 5 zostaje wybrana inna dziewczyna. A ja
totalnie się rozklejam. Zbyt mocno uwierzyłam w przemiłe słowa wszystkich,
którzy mnie wspierali i wierzyli, że to się może udać. Ja sama też zbyt mocno
uwierzyłam, że to jest wykonalne. Nie udało się, a ja zalewam się łzami przez
całe Heart Vacancy.
Przypominam sobie o swoim postanowieniu i
jakoś zbieram się do kupy, ale nie trwa to długo. Wkrótce obie zalewamy się
łzami, zdając sobie sprawę z tego, że to jeden z ostatnich koncertów… Jedna
pocieszając drugą, zaczyna się rozklejać raz po razie. Ludzie dookoła patrzą na
nas nie wiedząc co się dzieje, starając się pocieszać.
Koncert dobiega do końca, a my wyglądając
jak dwa misie panda, udajemy się do wyjścia. Chłodne powietrze sprawia, że
nieco chłoniemy i uspokajamy się. Teraz czas na szybką decyzję czy wracamy do
hotelu czy idziemy poszukać parkingu, gdzie są busy i skąd odjadą chłopcy. Dość
szybko znalazłyśmy zbiorowisko dziewczyn, więc domyśliłyśmy się, że tak trzeba
czekać.
Oczekiwanie dłużyło się niemiłosiernie, a to
za sprawą tego, że na dworze było bardzo zimno, a my nie byłyśmy ubrane
odpowiednio. Wiele razy chciałyśmy zrezygnować lub iść do hotelu się przebrać,
ale każda z nas bała się tego zrobić, z nadzieją, że chłopcy się pojawią, wyjdą
na fanów, którzy za nimi krzyczeli, śpiewali ich piosenki. Z czasem tłum zaczął
się wykruszać. Zostało coraz mniej osób. My cały czas wydłużałyśmy sobie czas
po którym pójdziemy do hotelu, chociaż obie zamieniałyśmy się w sopel lodu. Co
jakiś czas na parkingu pod nami ktoś się poruszał, ale byli to członkowie obsługi
sprzętu, którzy pakowali go do ciężarówki. Po jakimś czasie ktoś zauważył Maxa,
który jedynie przemknął.
W końcu ok. godz. 1, nasze czekania zostały wynagrodzone.
Ktoś z tłumu krzyknął ‘Nathan’. Co? Gdzie? Gdzie one mają Nathana? Po czym w
ciemności zauważyłam, jakąś postać wbiegającą po schodach. To był on, Nathan we
własnej osobie. Pociągnęłam Kasię za sobą. Poszłyśmy się z nim przywitać.
Niestety pomiędzy nim a nami była gruba krata. Nathan zaczął trochę narzekać,
że nie ma do nas, jak dojść, że to trochę utrudnia kontakt, ale mimo to został
z nami na godzinę! W tym czasie krążył między różnymi ludźmi, z każdym
rozmawiając, robiąc sobie zdjęcie, rozdając autografy, żartując. W tym czasie
my również miałyśmy swoje 5 min. Zapytałam go co myśli na temat 50 twarzy The
Wanted, ale przyznał, że nie miał czasu jeszcze zobaczyć albumu. Zrobił sobie z
nami zdjęcie, co było dość dziwne ze względu na dzielącą nas kratę :D Wtedy też
poprosiłam go o nagranie pozdrowień dla polskich fanów (przepraszam za tą świecącą
Ci w oczy lampę błyskową :D).
W czasie tego spotkania, na dole pojawił się także Siva,
który na okrzyki fanów odpowiedział, że przyjdzie do nas za 2 minuty. Słowa
dotrzymał! Podobnie, jak Nath, krążył pomiędzy grupami fanów, każdemu
poświęcając sporo uwagi i zainteresowania. Dopytywał skąd jesteśmy, jak nam się
podobał koncert, pytał także czy nie jest nam zimno. Z uśmiechem zareagował na
nasze ‘Jak się masz?’, odpowiadając wspomniał coś o Polsce. Spotkanie przebiegało w bardzo przyjaznej
atmosferze, pełnej kultury, nie przekrzykiwaliśmy się i daliśmy wzajemnie
możliwość rozmowy. Jednak w pewnym momencie przerwałam rozmowę Sivy z fankami z
Francji, gdyż zauważyłam coś niesamowitego!
-
Seeeeeeeeev! Your T-shirt! THIS shirt ...
Oh my God!
- Yes? It's great! I love it!
- Yes? It's great! I love it!
Ale….ale Seev, przecież to ja Ci ją dałam
podczas wcześniejszego M&G. Słowa grzęzły mi w gardle, byłam tam zaskoczona
tym odkryciem. Siva przyznał, że bardzo mu się podoba i dziękuje za nią. W
rewanżu chciałam się do niego przytulić, co wyszło dość komicznie bo
zapomniałam o dzielącej nas kracie, w związku z tym zamiast Sivy przytuliłam
właśnie ją :D Na co Seev jedynie pogładził mnie po ramieniu. Potem pięknie
pozował mi do zdjęcia, abym mogła uwiecznić fakt, iż ma na sobie moją koszulkę
<3
Następnie postanowiłyśmy Sivę nauczyć
polskiego zwrotu ‘kocham cię’. Na początku podszedł do tego z rezerwą,
dopytując co to właściwie znaczy, ale gdy poznał znaczenie, od razu chętnie
powtórzył. Odszedł na jakiś czas do innych fanów, ale obiecał, że do nas wróci.
Okazał się prawdziwym słodziakiem bo jego rozmowa z tamtymi fankami nieco się
przedłużała, a on tylko do nas krzyczał, że o nas pamięta i, że naprawdę do nas
zaraz wróci. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, iż Kevin zaczął ich poganiać i
kazał wracać. Seev zgodnie z obietnicą wrócił do nas, aby trochę pogadać,
zrobić sobie zdjęcia.
Po ponad godzinie chłopcy musieli wracać,
pożegnali się z fanami, a nam rzucili ‘do zobaczenia jutro’.
Zmęczone, zmarznięte, ale usatysfakcjonowane
udałyśmy się do hotelu, gdzie czekało nas pakowanie oraz króciuteńka przerwa na
sen a następnie podróż w ostatnie miejsce naszej wyprawy.
Na koniec dodam tylko, że miałyśmy bardzo
nietypowy sposób wymeldowania się z hotelu, gdzie nie było obsługi w nocy (na
busa do Nottingham szłyśmy o 4 rano)…zostawiłyśmy karteczkę z informacją oraz
kluczem w recepcji. Do tej pory się nie odezwali, więc liczę, że ją przyjęli :D
Czas do Nottingham na ostatni koncert
podczas trasy Word of Mouth w UK.
Cdn.
O mój Boże! Moja zazdrość nie zna granic, ale cieszę się razem z Wami, że miałyście okazję poznać chłopaków ;)
OdpowiedzUsuń