piątek, 18 kwietnia 2014

21-wsze urodziny Nathana

W dniu dzisiejszym, najmłodszy członek zespołu The Wanted świętuje swoje 21-wsze urodziny! Z tej okazji płyną oczywiście najlepsze życzenia także od polskich fanów:


Od dzisiaj, oficjalnie Natha może spożywać alkohol w Stanach, w związku z czym po koncercie na pewno szykuje się niezła impreza z udziałem całego zespołu :D


A oto jak zmieniał się Pan Sykes przez te lata:


A ja od siebie życzę mu dalszych sukcesów czy to z The Wanted, czy w solowej karierze...oraz jak najszybszego ponownego spotkania z Polkami ;)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Relacja z Bournemouth (M&G)



31.03 Londyn/Bournemouth

Londyn przywitał nas…kartonami soków za oknem :D Znowu dość wczesna pobudka, aby jak najszybciej trafić do Bournemouth, gdzie przecież czekało nas coś wielkiego – spotkanie z The Wanted podczas Meet&Greet.
Szybka kąpiel, szybkie pakowanie, brak czasu na śniadanie, ale przynajmniej w drodze do centrum, tam już tylko pozostało znalezienie odpowiedniego busa w stronę Bournemouth.
2,5 h. Droga minęła dość szybko. Na miejscu przywitała nas piękna pogoda. Tuż przy przystanku dostrzegłyśmy Bournemouth Int’nl Centre czyli miejsce, gdzie miał się odbyć koncert. Pierwszy sukces na naszym koncie. Kolejnym było znalezienie hotelu i wtaszczenie siebie i bagażu pod górę :D
Jeszcze przed wyjazdem dostałam maila ze szczegółowo ustalonym planem. Miałyśmy zatem ponad 3 godziny na przygotowania. Stwierdziłam zatem, iż mamy wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć plażę, która znajdowała się 2 min od nas. Zwłaszcza, że moje urządzenia miały problem z łączeniem z Internetem. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę, że Kasia miała inne plany. Po krótkiej wymianie zdań i lekkim foszku, stanęło na moim. Idziemy na plażę, na plażę….
2 minuty drogi i nagle obie cofnęłyśmy się w czasie. Przepiękny nadmorski klimat, czysta i piaszczysta plaża, mnóstwo muszelek przy brzegu, kolorowe chatki przy deptaku, słońce, morze…poczułyśmy się jak dzieci. Obowiązkowe pisanie po piasku, zbieranie muszelek, sesja zdjęciowa, uciekanie przed falami…chcę tu zostać na zawsze! Ale czas wracać do hotelu, w końcu czekają nas przygotowania do wielkiego spotkania…ale przecież my mamy na wszystko czas :D Więc najpierw obowiązkowe surfowanie w sieci, ustalenia co i jak ma wyglądać, w co się ubrać…I nagle zostaje godzina czasu. Aaaaaaa! Przecież ja jestem w lesie! Błyskawiczna kąpiel, szybkie drinki, które miały dodać nam odwagi, szykowanie stroju, kompletowanie prezentów, opisywanie ich, makijaż, fryzura, ubieranie, selfie…OMG. Gdzie są bilety? Gdzie są te cholerne bilety?!
Co? Czego nie masz? Żelazka? Teraz?! Katarzyna, naprawdę? Już jesteśmy spóźnione…i pijane :D
No to teraz czas na szybki bieg z górki (w obcasach!) do miejsca koncertu. Nie, buty to zły pomysł, czas je ściągnąć. Ach ta pomysłowa Mona :D Ludzie patrzą na nas, jak na wariatki. Nie wiem czy to zasługa mojej koszulki, brak butów czy może naszego obładowania prezentami i tego radosnego podniecenia w oczach.
Jesteśmy na miejscu. Ogarnijmy się. Jest okej, wchodzimy. I już od wejścia widzimy Kevina! Który na wstępie mówi swoim gburowatym głosem, że się spóźniłyśmy, na co ja przepraszam i się tłumaczę, że nie jesteśmy stąd. Kasia ma jakieś dziwne niedowierzające spojrzenie z nutką pytania ‘co on do mnie mówi?’ :D
Lody przełamane. Kevin stwierdza, że nic się nie stało i zaczyna rozmowę. Szybko pochwaliłyśmy się, że jesteśmy z Polski, że specjalnie przyleciałyśmy na te koncert, że już wcześniej się spotkaliśmy w Berlinie…na co Kev stwierdza, że pamięta flagę, która była w pierwszym rzędzie. Brawo Kevin, mówisz o nas! A właściwie naszej fladze. Od tej pory Kevin woła za nami ‘Polska’ lub ‘Pole’! Niech i tak będzie. Co dalej? Stajemy na samym końcu kolejki w oczekiwaniu na próbę dźwięku. Po chwili Kasia nawiązuje nowe znajomości. Okazuje się, że świat jest bardzo mały i jest to znana jest osoba. Koniec pogawędki, drzwi się otwierają, a więc czas rozpocząć zabawę. Stajemy nieco z tyłu, ale dzięki temu mamy niezły widok na scenę i na to co dzieje się dookoła.
Szybki rzut na salę, a tam Paolo, przyjaciel Jaya. Machamy do niego, a on odwzajemnia się tym samym z przyjaznym uśmiechem. Po chwili obok niego pojawia się Kelsey, ale nie mamy czasu podejść i się przywitać bo oto na scenie ukazują się oni, ci dla których przemierzyłyśmy taki kawał drogi.
Zaczyna się sympatycznie. Na nasz widok, jako pierwszy, macha do nas Nathan. Chwilę później to samo czyni Max za pomocą machania dłonią. Nice, ale chcemy więcej! No i mamy. Przecież nie trudno nas zauważyć, nie dość, że piękne (:D), młode, to jeszcze z jedyną flagą na Sali i to flagą Polski. Musieli to zauważyć pozostali, którzy zwracają się w naszym kierunku, co chwilę zerkając w naszym kierunku z zaciekawieniem.
Podczas próby chłopcy wykonali 3 utwory: In the middle, Demons (wersja instrumentalna) oraz Glow in the dark. Na Sali znalazła się dziewczyna, która miała swoje urodziny (co potwierdziła będąca z nią mama), więc chłopcy ze sceny złożyli jej życzenia. Chłopcy trochę pogadali, pożartowali, jak to oni. W związku z tym, że kilka dziewczyn się spóźniło…zaśpiewali dla nich na koniec Glow in the dark ;) Próba minęła dość szybko albo nam się to tylko wydawało. Nagle Kasia rzuciła się do przodu, ja niestety jak zwykle nie wiedziałam co się dzieje, a ona złapała Maxa, któremu wręczyła prezent od siebie. Następnie miała do czynienia z Jayem, który zachował się dość dziwnie…bo zaczął pokazywać błagające zachowanie psa, więc Kasia w odpowiedzi jakoś go nazwała co bardzo spodobało się Sivie. Ja na sam koniec złapałam jedynie Maxa, któremu również wręczyłam jego prezent.
Czas na przejście do kolejnej kolejki i oczekiwanie na zdjęcie z The Wanted. Tam zauważyłam dziewczynę, którą wcześniej poznałam na fb, a która miała siedzieć na koncercie kilka miejsc od nas, więc nawiązałyśmy z nimi rozmowę, dzięki czemu kolejka szybko zleciała i nagle byłyśmy blisko wejścia salki w której miało odbyć się spotkanie. Mam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy z klatki piersiowej. W głowie znowu pustka. Szybkie poprawki, sprawdzenie czy mam wszystko czego potrzebuję…z tego zamyślenia wyrywa mnie głos Kevina, który krzyczy ‘Poland, is your turn!’. Głęboki wdech, to moja chwila, to moja szansa. Kasia na chwilę zostaje za mną. Mona ogarnij się….nie da się! Zbliżam się do nich, a serce wali mi, jak oszalałe, nogi mam jak z waty, nie wiem czy to zasługa wypitego alkoholu czy stresu. Pierwszy Nathan, potem Max, Nathan i Siva. Z każdym z nich witam się poprzez czułego przytulasa. Mmmm, Nathan znowu tak pięknie pachnie, Tom chyba dał mi szybkiego całusa, a od Sivy nie chcę się oderwać, ale to zbliżenie utrudniają mi torebki z prezentami przewieszone przez moje ramię, a więc czas je rozdać. Muszę sobie na głos podpowiadać, która jest dla kogo…Nathan, Max…czemu ja mu dałam prezent wcześniej? Teraz nie mam nic dla niego, tłumaczę, że dałam mu coś wcześniej, potem Tom i Siva. Jeszcze raz, Nathan, Max, Tom, Siva. 1, 2, 3, 4. Hmm, kogoś mi tu brakuje. Odwracam się, a naprzeciwko stroi Paul.
- Where is Jay? – słyszy Paul, który akurat stoi przede mną.
Paul rozbawiony sytuacją odpowiada, że nie ma, ale on jest i wyciąga ręce po prezent dla Jaya. Widząc moje zawahanie zapewnia mnie, że na pewno mu przekaże. Ale nie przeszkadza mu to w tym, aby zajrzeć do środka i stwierdzić, że to świetna poduszka, którą od razu pokazuje Kevinowi, który stoi obok. Gdy Ci wspólnie zachwycają się moim prezentem dla Jaya, nagle ktoś wyskakuje zza moich pleców. Nie ma mowy o żadnej pomyłce. To ON. Mój mężczyzna <3 Serce wali mi, jak oszalałe, a ja stoję, jak zahipnotyzowana wpatrując się w te niesamowicie błękitne oczy, które jak zawsze radośnie się do mnie uśmiechają. Decyduję się podejść i go przytulić. Jednak w tym momencie przypominam sobie, że na mojej ręce wciąż czeka jeszcze jeden prezent, prezent dla całego zespołu, który decyduję się wręczyć Maxowi. W tym momencie Tom i Jay zauważają napis na mojej koszulce, który bardzo im się podoba. Tom zaczyna mnie o coś pytać, a ja nagle przestaję rozumieć co oni do mnie mówią. Milion myśli na minutę, milion niewypowiedzianych słów. Przypominam sobie o tym, żeby pokazać im od razu fotoalbum ’50 twarzy The Wanted’. Jak podejrzewałam, tytuł od razu ich intryguje, Max i Tom zabierają się za oglądanie, do rozmowy przyłącza się Kasia, która stoi bliżej Sivy i Toma, ja natomiast obok siebie mam Nathan i Jaya. Kolejne szybkie spojrzenie w Jego oczy i Jay podejmuje rozmowę. Po raz kolejny opowiadam historię o Berlinie, na co Jay tylko wykrzykuje ‘Germany?’. Tak Jay, Berlin jest w Niemczech. O naszym spotkaniu na lotnisku, o naszej fladze, którą twierdzi, że pamięta, o miłości polskich fanów…i nagle On mnie przytula…a ja się rozpływam. Nie mogę się powstrzymać, kolejnego przytulasa inicjuję ja. Czuję się tak dobrze i bezpiecznie, czuję, jakbym znała go od zawsze. Przytulamy się znowu i znowu, i znowu…aż on pyta czy wszystko w porządku. Nie mam jedna czasu odpowiedzieć ponieważ po mojej prawej stronie słyszę dość zabawną wymianę zdań odnośnie tego czy Kasia lubi ‘piłeczki’ :D A chwilę później pada wyznanie Kasi, która przyznaje, że jest nieco pijana….Kate really?! Noooooooooooooooooooooo!
Ja palę się ze wstydu, chłopcy są rozbawieni, a Jay pyta mnie czy ja też. Nie Jay, skąd, ja nie…no dobrze, może troszkę :D Na to wyznanie po raz kolejny Jay słodko mnie przytula i daje buziaka w kark (uwielbiam to <3). Tym razem nie trwa to długo ponieważ Kevin przepraszającym tonem oznajmia nam, że czas na zdjęcie. W związku z tym, że wcześniej ustaliłyśmy, że zamiast zdjęcia grupowego wolimy zdjęcia indywidualne, ja ustawiam się jako pierwsza. Kciuk do góry bo przecież jest dobrze, ba! Nawet bardzo dobrze! Bo po chwili słyszę, że możemy sobie zrobić oprócz zdjęć indywidualnych zdjęcia grupowe. Szamoczę Kasię za rękaw chcąc jej to oznajmić, ale gdzież tam teraz mnie posłucha stojąc obok tych 5 przystojniaków. A tymczasem Paul każe nam się razem ustawić do zdjęcia. Tym razem Jay mnie obejmuje, a Kasia przytula Sivę i Toma. Chcę odejść, aby dać jej szansę na indywidualne zdjęcie, ale ta znowu zagadana, a Kevin i Paul pomimo ogromnej sympatii, jaką u nich zyskałyśmy oznajmiają, że spotkanie dobiegło końca…Jak to? Już???????? Mega zadowolone, ale i nieco zawiedzione, że to spotkanie nie trwało cały dzień, żegnamy się z nimi.
Odbieramy nasz kod do zdjęć, pakiet VIPa i udajemy się w stronę wyjścia z sali, z wypiekami na twarzy relacjonując sobie wzajemnie przebieg naszych rozmów z chłopcami, ich reakcje, ich zachowania, nasze odczucia.
Za chwilę wychodzą także poznane przez nas dziewczyny. W związku z tym, że nie wiemy, gdzie mamy dalej iść, udajemy się za nimi…a one prowadzą nas do parkingu podziemnego. No tak, mogłyśmy zapytać gdzie idą albo gdzie my mamy iść. Wyjście z parkingu okazuje się być nie lada wyzwaniem. Po 10 minutach krążenia w końcu nam się to udaje.
No to teraz czas na oblewanie naszych sukcesów. No tak, okazuje się, że nie wyglądam na swoje lata i potrzebny jest dowód, który został w hotelu. Fuck this shit, mamy swoje metody, Guinness potrzebny od zaraz! Zabieramy się za oglądanie naszych pakietów VIP. Chcemy podzielić się wszystkimi wrażeniami ze światem…a tu brak wifi. No super! Trudno. Idziemy po tour booki. Ile chcemy? 2? Nie, 4! W końcu ma je mieć cały PolishDreamTeam! I to nie tylko dlatego, że pamiątka po Word of Mouth Tour musi być…na jednej z przedostatnich stron widać nasze kochane mordki. Niestety tylko 3, nie 4, ale to i tak wielki sukces. Mimo, że już przed wyjazdem to widziałam, to teraz nie mogę oczu od tego oderwać. Naprawdę tu jestem, naprawdę mnie widać. Eh, niech mnie ktoś zabierze do chłopców, musimy im to pokazać!
Dołączają do nas powracające z parkingu dziewczyny. Mamy się komu pochwalić, że jesteśmy w przewodniku z trasy. Po kilkunastu minutach rozmowy czas przejść na główną salę, gdzie odbędzie się koncert. Szybko znajdujemy swoje miejsca.
Zaczyna się, jak w Brighton. Najpierw Elyar i tu bez zmian. Potem Vampsi, tu też bez zmian (gdzie jest sklep muzyczny bo chcę płytę Vampsów? ;))
No i w końcu są nasi chłopcy. Dzisiaj z silnym postanowieniem, że nie będę płakać, będę silna dla nich, będę szalała i dobrze się bawiła. Właśnie to mają widzieć zamiast łez. Ale już pierwsze chwile sprawiają, że wiem, iż będzie ciężko. Wielka gula rośnie w gardle, ale mimo to ja dzielnie walczę. Jakoś mi się udaje powstrzymać płacz. Zaczynamy, jak szalone wymachiwać naszą flagą, żeby już od początku wiedzieli, gdzie stoimy. Na ich reakcję długo nie trzeba czekać. Widzą nas i to bardzo dobrze. Przez cały koncert spoglądają na nas, machają, wysyłają serduszka, pokazują, że nas widzą i kochają. Czegóż chcieć więcej? No tak, jest jeszcze jedna rzecz…Zbliża się utwór Heart Vacancy. Podobnie, jak w Brighton, tak i tutaj chłopcy wybierają swoje dziewczyny. Kasia była HV gir Maxa w Berlinie, więc teraz obie mocno trzymamy kciuki, żeby tym razem mnie się to udało….1,2,3,4…jeszcze jedna dziewczyna do wyboru. Jaaaaaaaaaaaaaaaa! Proszę wybierzcie mnie. Halo, tu jestem. Błagam….Nie. Pęka mi serce. Jako 5 zostaje wybrana inna dziewczyna. A ja totalnie się rozklejam. Zbyt mocno uwierzyłam w przemiłe słowa wszystkich, którzy mnie wspierali i wierzyli, że to się może udać. Ja sama też zbyt mocno uwierzyłam, że to jest wykonalne. Nie udało się, a ja zalewam się łzami przez całe Heart Vacancy.
Przypominam sobie o swoim postanowieniu i jakoś zbieram się do kupy, ale nie trwa to długo. Wkrótce obie zalewamy się łzami, zdając sobie sprawę z tego, że to jeden z ostatnich koncertów… Jedna pocieszając drugą, zaczyna się rozklejać raz po razie. Ludzie dookoła patrzą na nas nie wiedząc co się dzieje, starając się pocieszać.
Koncert dobiega do końca, a my wyglądając jak dwa misie panda, udajemy się do wyjścia. Chłodne powietrze sprawia, że nieco chłoniemy i uspokajamy się. Teraz czas na szybką decyzję czy wracamy do hotelu czy idziemy poszukać parkingu, gdzie są busy i skąd odjadą chłopcy. Dość szybko znalazłyśmy zbiorowisko dziewczyn, więc domyśliłyśmy się, że tak trzeba czekać.
Oczekiwanie dłużyło się niemiłosiernie, a to za sprawą tego, że na dworze było bardzo zimno, a my nie byłyśmy ubrane odpowiednio. Wiele razy chciałyśmy zrezygnować lub iść do hotelu się przebrać, ale każda z nas bała się tego zrobić, z nadzieją, że chłopcy się pojawią, wyjdą na fanów, którzy za nimi krzyczeli, śpiewali ich piosenki. Z czasem tłum zaczął się wykruszać. Zostało coraz mniej osób. My cały czas wydłużałyśmy sobie czas po którym pójdziemy do hotelu, chociaż obie zamieniałyśmy się w sopel lodu. Co jakiś czas na parkingu pod nami ktoś się poruszał, ale byli to członkowie obsługi sprzętu, którzy pakowali go do ciężarówki. Po jakimś czasie ktoś zauważył Maxa, który jedynie przemknął.
W końcu ok. godz. 1, nasze czekania zostały wynagrodzone. Ktoś z tłumu krzyknął ‘Nathan’. Co? Gdzie? Gdzie one mają Nathana? Po czym w ciemności zauważyłam, jakąś postać wbiegającą po schodach. To był on, Nathan we własnej osobie. Pociągnęłam Kasię za sobą. Poszłyśmy się z nim przywitać. Niestety pomiędzy nim a nami była gruba krata. Nathan zaczął trochę narzekać, że nie ma do nas, jak dojść, że to trochę utrudnia kontakt, ale mimo to został z nami na godzinę! W tym czasie krążył między różnymi ludźmi, z każdym rozmawiając, robiąc sobie zdjęcie, rozdając autografy, żartując. W tym czasie my również miałyśmy swoje 5 min. Zapytałam go co myśli na temat 50 twarzy The Wanted, ale przyznał, że nie miał czasu jeszcze zobaczyć albumu. Zrobił sobie z nami zdjęcie, co było dość dziwne ze względu na dzielącą nas kratę :D Wtedy też poprosiłam go o nagranie pozdrowień dla polskich fanów (przepraszam za tą świecącą Ci w oczy lampę błyskową :D).
W czasie tego spotkania, na dole pojawił się także Siva, który na okrzyki fanów odpowiedział, że przyjdzie do nas za 2 minuty. Słowa dotrzymał! Podobnie, jak Nath, krążył pomiędzy grupami fanów, każdemu poświęcając sporo uwagi i zainteresowania. Dopytywał skąd jesteśmy, jak nam się podobał koncert, pytał także czy nie jest nam zimno. Z uśmiechem zareagował na nasze ‘Jak się masz?’, odpowiadając wspomniał coś o Polsce.  Spotkanie przebiegało w bardzo przyjaznej atmosferze, pełnej kultury, nie przekrzykiwaliśmy się i daliśmy wzajemnie możliwość rozmowy. Jednak w pewnym momencie przerwałam rozmowę Sivy z fankami z Francji, gdyż zauważyłam coś niesamowitego!
- Seeeeeeeeev! Your T-shirt! THIS shirt ... Oh my God!
- Yes? It's great! I love it!
Ale….ale Seev, przecież to ja Ci ją dałam podczas wcześniejszego M&G. Słowa grzęzły mi w gardle, byłam tam zaskoczona tym odkryciem. Siva przyznał, że bardzo mu się podoba i dziękuje za nią. W rewanżu chciałam się do niego przytulić, co wyszło dość komicznie bo zapomniałam o dzielącej nas kracie, w związku z tym zamiast Sivy przytuliłam właśnie ją :D Na co Seev jedynie pogładził mnie po ramieniu. Potem pięknie pozował mi do zdjęcia, abym mogła uwiecznić fakt, iż ma na sobie moją koszulkę <3
Następnie postanowiłyśmy Sivę nauczyć polskiego zwrotu ‘kocham cię’. Na początku podszedł do tego z rezerwą, dopytując co to właściwie znaczy, ale gdy poznał znaczenie, od razu chętnie powtórzył. Odszedł na jakiś czas do innych fanów, ale obiecał, że do nas wróci. Okazał się prawdziwym słodziakiem bo jego rozmowa z tamtymi fankami nieco się przedłużała, a on tylko do nas krzyczał, że o nas pamięta i, że naprawdę do nas zaraz wróci. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, iż Kevin zaczął ich poganiać i kazał wracać. Seev zgodnie z obietnicą wrócił do nas, aby trochę pogadać, zrobić sobie zdjęcia.
Po ponad godzinie chłopcy musieli wracać, pożegnali się z fanami, a nam rzucili ‘do zobaczenia jutro’.
Zmęczone, zmarznięte, ale usatysfakcjonowane udałyśmy się do hotelu, gdzie czekało nas pakowanie oraz króciuteńka przerwa na sen a następnie podróż w ostatnie miejsce naszej wyprawy.
Na koniec dodam tylko, że miałyśmy bardzo nietypowy sposób wymeldowania się z hotelu, gdzie nie było obsługi w nocy (na busa do Nottingham szłyśmy o 4 rano)…zostawiłyśmy karteczkę z informacją oraz kluczem w recepcji. Do tej pory się nie odezwali, więc liczę, że ją przyjęli :D
Czas do Nottingham na ostatni koncert podczas trasy Word of Mouth w UK.
Cdn.

piątek, 11 kwietnia 2014

Max George i Amy Willerton

Nowa para w show biznesie! Max George i Amy Willerton!

W ostatnim czasie Amy była widziana na wielu koncertach The Wanted. Po których para przyłapana była na obściskiwaniu i całowaniu, więc śmiało można ich nazwać nową parą.

Amy tweetnęła o koncercie The Wanted w Londynie, gdzie była widziana w towarzystwie dziewczyny kolegi z zespołu, Kelsey Hardwick.

Następnie, w sobotę udała się na ich koncert w Brighton, gdzie również była widziana w towarzystwie Kelsey oraz Adama z zespołu Lawson. Po nim udali się do Vodka Revolution. Tam, jak podają świadkowie, Max i Amy spędzili razem miły czas, przytulając i całując się całą noc.


Potem udali się do Grand Hotelu, gdzie wcześniej zjedli wspólnie kolację. Mieli także chwilkę, aby wrzucić fotkę na Instagrama.


Następnego dnia, w Dzień Matki, Amy tweetnęła swoje zdjęcie z Maxem i jego Mamą dodając, że spędzili niesamowity dzień.


Randka, ostrygi, pokój hotelowy, aprobata matki...to ma potencjał ;)

czwartek, 10 kwietnia 2014

The Wanted i polski akcent

Podczas trasy Word of Mouth polskie fanki zyskały wiele uwagi ze strony chłopców (o tym więcej w kolejnej koncertowej odsłonie), jednak już teraz mogę zaprezentować Wam dwa filmiki z udziałem chłopców, które na pewno podbiją Wasze serca.



Mailer 3.04.2014:


Czyż oni nie są kochani?! ♥ 

Relacja z Brighton

Na wstępie przepraszam za spory zastój na blogu, postaram się część tych zaległości z czasem nadrobić, jednak nie wiem czy mi się to w pełni uda, więc proszę o wyrozumiałość.

Jak pewnie wiecie, na przełomie marca i kwietnia byłam w Anglii na 3 koncertach w ramach Word of Mouth Tour. Dzisiaj przed Wami pierwsza odsłona mojej relacji koncertowej.

BRIGHTON

29.03, godz. 5:30
Wczesna pobudka uświadamia mi, że dzisiaj ma wydarzyć się coś wielkiego. Jedno spojrzenie za okno…i przerażenie. Za oknem mgła, gęsta, mlecznobiała mgła, przez którą nie widzę nawet drugiej strony ulicy. Spoglądam na stronę lotniska czy nie pojawił się komunikat o odwołanym lub przesuniętym locie. Nic takiego jeszcze nie ma, więc niezrażona i pełna nadziei biorę szybki prysznic. Następnie śniadanie. Pakowanie ostatnich rzeczy do i tak wypchanej po brzegi walizki. Kontakt z Kasią. Ona też już nie śpi i podobnie, jak ja, jest gotowa do drogi. Ponowne spojrzenie za okno nie napawa mnie optymizmem. Gęsta mgła wciąż opatula moje miasto. Prognoza z Warszawy jest bardziej optymistyczna, więc ruszam w drogę ku Pyrzowicom.
Po drodze pierwszy sukces, zza chmur i mgły wychodzi słońce, a wraz z nim na mojej twarzy pojawia się coraz większy uśmiech i świadomość ‘to się naprawdę dzieje, za parę godzin będę w Anglii’. Wciąż z pewnym niedowierzaniem przemierzam halę Pyrzowickiego lotniska. Szybka rozmowa z PolishDreamTeam motywuje do działania. Czas na kontrolę bagażową i 2-godzinne oczekiwanie na lot.
Siedzę w samolocie i uśmiecham się do siebie. Otoczenie nie ma dla mnie znaczenia, ja myślami jesteś już 1500 km dalej. Lot jak zawsze miły i bezstresowy.
Londyn Stansted wita mnie słoneczną pogodą. Are you ready for us?!
US. No właśnie, gdzie jest moja druga połowa tej szalonej wyprawy? Nerwowo rozglądam się w poszukiwaniu Kasi lub chociaż informacji czy samolot z Warszawy już wylądował. Mam czas na rozglądanie tkwiąc w godzinnej kolejce do kontroli paszportowej. Dzwonię, raz, drugi, piąty, dziesiąty. Nic. I oto w kolejce za mną widzę JĄ. Otaczająca nas grupa nie pozwala zbyt głośno krzyczeć z tej radości, ale wszystko we mnie tańczy. Ahoj przygodo!
Od teraz wszystko idzie szybko. Kontrola, pociąg do Brighton. Jesteśmy na miejscu przed czasem. Szukamy naszego hostelu. I tu pierwsza niespodzianka. Zostajemy przeniesione w inne miejsce, do nowego miejsca, świeżo po remoncie, mając do dyspozycji cały hostel dla siebie. Przyjemności nie koniec. Piękna pogoda, blisko morza i promenady. Czego chcieć więcej? A tak! The Wanted! Przecież dla nich tu jesteśmy. A więc czas na przygotowania. Na szybko robimy świecącą flagę. Artystkami to my nie jesteśmy i być nie będziemy. Czy wyglądamy już jak milion dolarów? Erm…powiedzmy, a więc komu w drogę temu czas. Daleko iść nie musiałyśmy, już po 2 minutach jesteśmy na miejscu. Ale tam okazuje się, że o czym zapomniałyśmy. Czas na powrót. Po 20 minutach wracamy na miejsce, a tu zaskoczenie, kolejka nieco się wydłużyła. Stajemy i czekamy. Chyba o czymś znowu zapomniałyśmy. Wypada coś zjeść (często o tym zapominałyśmy :D). Nudząc się w kolejce, robimy sobie kilka selfie i nagle błyskotliwa Mona rzuca pierwszą genialną myśl.
„-Kasia, zobacz na te busy co tu stoją. Kto wie czy chłopcy nimi nie podróżują.
-Eee…no tak, przecież z przodu jest kartka The Wanted.
- Aha. Bez komentarza. :D”
W końcu otwierają się bramki. Totalne szaleństwo, wszyscy wchodzą. Szukamy Sali, następnie swoich miejsc. Dobra miejscówka, wszystko idealnie widzimy, blisko sceny. Brakuje tylko 1 osoby. Marie dociera spóźniona. Dziewczyny od razu zabierają się za malowanie ciała farbkami.
Chwile oczekiwania dłużą się niemiłosiernie, ale w końcu gasną światła i na scenę wychodzi Elyar Fox. Co tu dużo mówić, mnie występ nie porwał. Moje towarzyszki też jakoś nie.
Więc przejdźmy od razu do występów Vampsów. Wow! Dali czadu, porwali publiczność, która się rozśpiewała. Należy im się wielki szacun. No i dość szybko zauważyli polską flagę, machając i uśmiechając się do nas. No i oficjalnie mogę powiedzieć, że i ja stałam się fanką tego czarującego uśmiechu Brada ;) A co do Connora, to cały czas zastanawiałam się czy wystarczy mu sceny, czy znowu z niej spadnie :D
Pojawia się w nas szatański pomysł. W strefie VIPów od samego początku jest wolnych 6 krzesełek. Korzystając z zamieszania, które wytworzyło się po tym, jak zespół The Vamps zszedł ze sceny i nieuwagi ochroniarzy, zajmujemy 3, udając, że siedzimy tu od samego początku :D Nasz plan był prawie doskonały, gdyby nie jeden z ochroniarzy, który stwierdził, że to nie nasze siedzenia i on wie, kto je zajmuje. My nagle zamieniamy się w przygłupy, których ‘English is BED’. Pomimo naszych usilnych starań i prób, pan stawia sprawę na ostrzu noża, więc w obawie przed wywaleniem nas z koncertu, wracamy na swoje miejsca, pod czujnym okiem wcześniej wspomnianego pana.
Chwila oczekiwania i oto się zaczyna, chwila na którą czekałyśmy. Wielka biała płachta, a za nim kolejno pojawiających się 5 sylwetek. Pierwsze dźwięki Gold forever, a we mnie wszystko tańczy i śpiewa, serce chce wyskoczyć z piersi. W końcu płachta opada i widzę ICH. Jak zawsze wyglądają fenomenalnie! Jednak coś nie daje mi spokoju, coś jest nie tak z Jayem. Mam ochotę wbiec na scenę i go mocno przytulić. Szybko wyjaśnia się co jest przyczyną jego złego samopoczucia, pierwsze wykonywane przez niego dźwięki, nie pozostawiają wątpliwości, iż z gardłem Jaya jest coś nie tak. Sam przyznaje, że jest chory : (
Jak zawsze pojawia się totalny szał. Co mam robić?! Robię zdjęcia, krzyczę, nagrywam filmik, krzyczę, unoszę flagę, krzyczę, robię kolejne fotki, krzyczę, śpiewam…i płaczę. W pewnym momencie emocje biorą górę, ich bliskość, ich głos, ich śpiew, ich podejście do fanów, ich zwrócenie się w naszym kierunku, ich podsumowanie kariery…to za dużo. Ale chłopcy nie dają mi zbyt długo płakać, cały czas machają w naszym kierunku, uśmiechają się i pokazują, że widzą naszą flagę. A ja chcę krzyczeć: DZIĘKUJĘ! Heartbreak story, pierwsze dźwięki w wykonaniu Jaya, a ja po raz kolejny wymiękam.
Czas na Heart Vacancy, a tu niespodzianka, coś czego chłopcy nie zrobili do tej pory podczas Word of Mouth Tour. Wybierają 5 dziewczyn, które będą im towarzyszyć podczas tego utworu. Jay przez długi czas patrzy w naszym kierunku, wacha się…niestety, jesteśmy blisko sceny, ale niedostatecznie, aby mógł nas wybrać, więc wybór pada na inną osobę.
Podczas zmiany strojów, na telebimach puszczane są filmiki z podsumowaniem ich kariery, podczas których każdy z nich dodaje coś od siebie. Uśmiech miesza się ze łzami. Tyle wspaniałych chwil, tyle emocji, tyle wydarzeń.
Koncert powoli zbliża się ku końcowi, ale na otwarcie łez pojawia się Walks like Rihanna, Chasing the sun, I found you, We own the night, które sprawiają, że cała sala tańczy i śpiewa, a chłopcy, jak zwykle pokazują niesamowitą energię, wygłupiają się i tańczą. Tak, dobrze czytacie, TAŃCZĄ! Mają nawet swój układ taneczny do I found you. Publika ma swój, pokazujący, że to my znaleźliśmy ich.
All time low i Glad you came…na dzisiaj to koniec. Czas opuścić sale, ale jak to zrobić, kiedy ja chcę ich więcej, kiedy czuję niedosyt? Dopada mnie potworne zmęczenie, ale nie to fizyczne, a psychiczne, ale muszę być silna i nie mogę więcej płakać, w końcu wylałam ich tyle podczas koncertu.
Wracamy do hostelu. Czuję się totalnie pusta. I zmęczona.
Dziewczyny planują wyjść na miasto, ja już nie daję rady. Im też zaczyna udzielać się to zmęczenie i świadomość tego, co się dzieje. Zostajemy razem i wspominamy koncert, wspominamy różne zabawne teksty i momenty. Przeglądamy Internet, a tu zdjęcia fanów na parkingu. No cóż, nam się nie udało. Idziemy spać, w końcu rano czeka nas kolejna wyprawa. Kolejny przystanek to Londyn, gdzie zaplanowałyśmy odpoczynek, zwiedzanie, shopping oraz spotkania w miłym towarzystwie.
30.03, Brighton
Szlag! Budzę się, zastanawiając się, która godzina. Ach ta zmiana czasu, nic nie ogarniam. Gdyby nie fakt, że piłam niewiele poprzedniego wieczoru, pomyślałabym, że mam potwornego kaca, a to po prostu wciąż pustka. Nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą. Czas się spakować, iść coś zjeść i ruszać w drogę.
2/3 planu zrealizowane, a więc wracamy do hostelu, gdzie czekają nas jeszcze ostatnie przygotowania przed wyjazdem do Londyna…i nagle słyszę tylko rozpaczliwy krzyk Marie „Girls, girls!” W mgnieniu oka, znajdujemy się we 3 w pokoju, oczekując na wyjaśnienia. ‘Oni tu są!’ Jacy oni? Mój mózg nie potrafi przeanalizować otrzymanej informacji. Wszystko dzieje się tak szybko. Rzucamy wszystko i idziemy pod hotel, w którym podobno zatrzymali się Nathan i Max.
Mija chwila za chwilą, nic się nie dzieje, a my wciąż nie wiemy czy aby na pewno oni tam są i co mamy dalej robić. Za godzinę mamy autobus do Londynu. Stawiamy wszystko na jedną kartę. Londyn nam nie ucieknie, pojedziemy później. Zostajemy w Brighton. Wracamy do hostelu, aby się wymeldować i zostawić w bezpiecznym miejscu nasz bagaż. I znowu jesteśmy pod hotelem.
Czas dłuży się niemiłosiernie, ale w końcu zaczyna się coś dziać. Ludzie, którzy się wymeldowali tego dnia z hotelu zaczynają opuszczać hotel. Fanek zaczyna przybywać. I nagle ogólne poruszenie, co się dzieje?! The Vamps opuszcza hotel, po cichu, bez zatrzymywania się na kilka zdjęć z fanami. Tłum się mocno rozrzedził.
Czekamy dalej, a naszych, jak nie było tak nie ma. Nie wiadomo czy to dobry znak czy nie. Ale skoro nie wyszli to znaczy, że nie wymeldowują się tego dnia, a więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Wraz z nami czekała grupa fanów z Włoch. Po jakimś czasie w ich rozmowie dało się usłyszeć słowo ‘Max’, a więc zerwałyśmy się na równe nogi i oto ukazuje się nam ON, Max we własnej osobie <3 Serce mi łomocze, jak szalone, w głowie totalny chaos. Po chwili za Maxem wychodzi jego Mama oraz śliczna blondynka. Max wita się z nami, jednocześnie przepraszając, że chciałby teraz trochę czasu spędzić z towarzyszącymi mu damami, ale zapewniając, że do nas wróci. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na ich powrót.
A co z Nathanem? Wciąż nie opuszcza hotelu. Jednak przychodzi i czas na niego. Wśród dużej grupy przyjaciół, wychodzi Nathan. I tu WIELKIE rozczarowanie. Nathan traktuje fanów, jak powietrze, omijając ich szerokim łukiem, nawet się nie witając… Część Włoskich fanów czując rozżalenie tą sytuacją odpuszcza sobie dalsze oczekiwanie. Zostajemy we 4, dwie Polki i dwie Włoszki. Nie przeszkadza nam chłód, głód, zmęczenie czy też niewygodne siedzenie, jakim był betonowy chodnik pod hotelem. Długo dyskutujemy o dziwnym zachowaniu Nathana.
Mija kilka godzin podczas, których widziałyśmy także Paula oraz instrumentalistów grających z chłopcami. Wszyscy miło się uśmiechają i odpowiadają na nasze pozdrowienia.
W końcu widzimy dużą grupę, której przoduje Nathan. I tu kolejny cios. Tym razem na nasz widok, postanowił skręcić i iść podjazdem dla inwalidów. ‘What’s wrong with you?’ krzyczy całe moje ciało. Totalny policzek drugi raz wymierzony w naszą stronę. Jeden raz może się zdarzyć każdemu, ale dwa razy i to tego samego dnia? Trochę tego za wiele…Skoro Ty masz nas w głębokim poważaniu, to i my Cię tam mamy.  Całe szczęście jest jeszcze Max na którego na pewno warto poczekać.
Dziewczyny pogrążyły się w rozmowie, a ja podziwiałam piękny nadmorski krajobraz, który roztaczał się przede mną. I nagle mój widok zakłócił ktoś jeszcze…
-Kasia. Kasia! - mówię prawie bezgłośnie szamocąc ją za ramię, nie odrywając wzroku od niego.
Za późno, muszę coś zrobić! ‘Hello Nath!’ Ostatnia szansa, jeżeli odpowiesz to wstanę się z Tobą przywitać, jeżeli nie, jesteś dla mnie starcony….
‘Ooo, hi!’ – słyszę w odpowiedzi.
I nagle wszystko toczy się tak, jakby nie było porannego zajścia, jakby nie było feralnego powrotu. Rozmawiam z Nathanem! Pierwsza myśl mów o Polsce. I takie też były moje pierwsze słowa ‘Jestem z Polski. Przyleciałyśmy tu specjalnie dla Was. Byłyśmy w Brighton, jutro będziemy w Bournemouth na M&G, a we wtorek w Nottingham’. Chyba wywołuje to na nim małe wrażenie. Zaczynamy rozmawiać o koncercie w Brighton, o samej miejscowości w jakiej się znajdujemy, wspominamy o Berlinie, o tym, że następnego dnia spotkamy się w Bournemouth na M&G, gdzie mamy masę prezentów dla nich, że miło nam go poznać, że miło jest mieć takich fanów. Robimy sobie kilka pamiątkowych zdjęć, do których Nathan cierpliwie pozuje.
Nasze spotkanie kończy się słowami do zobaczenia jutro.
Podbudowane tych spotkaniem i jego życzliwością (którą w końcu nam okazał), łagodniej podchodzimy do porannych zdarzeń. W końcu jak długo można się gniewać na takiego słodziaka? ;)
Wkrótce do hotelu wraca także Max. W końcu muszę wspomnieć także i o tajemniczej blondynce, która pojawiła się tego dnia u jego boku, jak i dzień wcześniej na koncercie. Amy Willerton bo tak nazywa się ów dama, najprawdopodobniej jest nową dziewczyną Maxa. W Anglii znana jest jako modelka i Miss Universe Wielkiej Brytanii roku 2013. Para poznała się najprawdopodobniej na jednej  z imprez. Na razie nie jest to oficjalny związek, ale na wyspach już się o tym mocno plotkuje. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak trzymać kciuki, aby się udało!
Max ponownie przeprosił, że nie może nam poświęcić dużo czasu tłumacząc, że jest Dzień Matki dlatego chciałby ten czas spędzić z najbliższymi. Mimo to zatrzymał się przy nas na krótką pogawędkę i oczywiście kilka pamiątkowych zdjęć.
Po tym, jak usłyszał, że wśród nas są Włoszki rzucił ‘ciao’. Na co od razu zapytałyśmy czy zna jakiś zwrot po polsku, kiedy usłyszałam, że nie od razu postanowiłam go czegoś nauczyć. Poprosiłam o to aby powtórzył ‘kocham cię’, na początku zrobił to z niewielką rezerwą, dopiero, kiedy przetłumaczyłyśmy co oznacza ten zwrot, zaczął chętniej go powtarzać, co zrobił jeszcze 3 razy (niestety żadna z nas nie zdążyła tego nagrać). Także i z Maxem porozmawiałyśmy na temat naszej wizyty podczas Coke Festival of Happiness w Berlinie oraz tego, że Kasia była wtedy jego HV girl, nawet stwierdził, że to pamięta :D Mówiłyśmy także o tym, że jesteśmy tu specjalnie na 3 ich koncerty, że widzimy się następnego dnia, że mamy dla nich fantastyczne prezenty (nie wiem czemu od razu obie zwróciłyśmy szczególną uwagę na polską wódkę :D). Następnie Max zrobił sobie z nami zdjęcia, a potem pożegnał się z nami i wrócił do hotelu.
Całkowicie usatysfakcjonowane pożegnałyśmy się z Włoszkami i udałyśmy się w stronę centrum miasta, aby znaleźć jakieś połączenie do Londynu. Oczywiście tu już musiałyśmy mieć mniej szczęścia i tuż przed nosem uciekł nas pociąg, a na następny musiałyśmy czekać ponad godzinę. W tym czasie każda z nas rozpamiętywała wydarzenia minionego dnia, z nadzieją wyczekując kolejnego spotkania z chłopcami. Po dość długiej podróży, wielu emocjach tego dnia, przybyłyśmy do Londynu, gdzie totalnie odpuściłyśmy sobie wieczorne zwiedzanie miasta i udałyśmy się wprost do hotelu.
Cdn.

sobota, 15 marca 2014

Word of Mouth Tour - Liverpool Arena



Więcej zdjęć znajdziecie na:

Support

Trasa rozpoczęta, więc należy wspomnieć o supporcie czyli osobach poprzedzających występy chłopaków.
Supportem The Wanted podczas trasy w UK jest Elyar Fox, 19-letni początkujący wokalista. Wielkie odkrycie w UK. Brytyjski wykonawca muzyki pop oraz tekściarz. Chociaż debiutował już w 2005 roku, to dopiero rok w 2013 roku zrobiło się o nim głośniej za sprawą supportowania zespołu Union J.


Kolejnym wsparcie podczas Word of Mouth Tour jest brytyjski zespół The Vamps. Podobnie, jak Elyar, Vampsi również zaczynają swoją karierę. Pomimo młodego stażu, mają na swoim koncie supportowanie takich zespołów, jak: JLS, Little Mix, Lawson oraz Seleny Gomez. W Polsce zrobiło się o nich głośno za sprawą utworu 'Can we dance'.


Supportem w Stanach Zjednoczonych będą: Midnight Red oraz Cassio Monroe.

Midnight Red to amerykański boyband, który otwierał trasę NKOTBSB w 2011 roku. Grają muzykę pop. Obecnie ta 5, pracuje nad swoim debiutanckim albumem.


Cassio Monroe to początkujący duet, tworzący połączenie muzyki pop, rap i funk. Początkowo tworzyli jako soliści, ale dopiero wspólna muzyka stała się dla nich czymś fascynyjącym, co tworzy spójną całość.

piątek, 14 marca 2014

The Word of Mouth Tour

Właśnie dzisiaj rozpoczęła się długo wyczekiwana przez wszystkich fanów trasa Word of Mouth.
Znamy już coraz więcej szczegółów dotyczących występów na żywo.

Chłopcy na swoim koncie zamieścili link do sklepu w którym można zakupić gadżety związane z trasą: Oficjalny sklep The Wanted. Znajdziemy tu koszulki, kubki, bluzy, czapki, breloczki, czapki i wiele innych. Te same rzeczy będzie można także zakupić przed koncertem.


Przedstawiono również wygląd jednej ze stron przewodnika na którym widnieje kolaż ze zdjęć przesłanych przez fanów. Widać tam również polski akcent! (tak, widać też i mnie ;))


Poznaliśmy także setlistę występów na żywo: